Trener Marek Radzewicz kończy dziś 50 lat! Ponad pół swojego życia oddał Mamrom, z którymi związał się jesienią 1997 roku. Wieńczące sezon sobotnie starcie z Pisą Barczewo będzie 103. ligowym meczem „GieKSy” pod wodzą dzisiejszego Jubilata. Na razie na koncie szkoleniowca są 52 zwycięstwa, 33 porażki i 17 remisów. Przypomnijmy sobie pokrótce historię trwającego od przeszło ćwierćwiecza „związku” trenera z Mamrami.
Do „GieKaeSu” szkoleniowiec trafił w połowie sezonu 1997/1998 zastępując skonfliktowanego z Zarządem Sławomira Treszczyńskiego. Wcześniej zanotował pierwszy trenerski sukces, wprowadzając do okręgówki ekipę wydmińskiego Mazura. Obejmując Mamry 24-letni Radzewicz (wówczas nauczyciel w Specjalnym Ośrodku Szkolno -Wychowawczym) powiedział: „Chciałbym, aby moja drużyna grała ofensywnie i widowiskowo, a przede wszystkim skutecznie„. Wiadomo było, że łatwo nie będzie, bo organizacyjnie, sportowo i kadrowo w klubie nad Niegocinem różowo nie było. Na półmetku rozgrywek suwalskiej okręgówki Mamry z mizernym dorobkiem 16 punktów w 13 meczach plasowały się na 9. pozycji, co nie było szczytem marzeń ani władz klubu (prezesem był wówczas Józef Błudnicki, obecnie członek Komisji Rewizyjnej), ani kibiców. Młody trener ostro wziął się do roboty. Na jego wniosek zakupiono nowe buty dla piłkarzy i komplet piłek, udało się również załatwić wejścia na siłownię, saunę i do hali jednostki wojskowej. „Czy Marek Radzewicz uzdrowi giżycki futbol?” – pytała z nadzieją lokalna prasa. W szerokiej kadrze „GieKSy” znajdowało się wówczas 26 zawodników, ale… z większości z nich nowy szkoleniowiec nie mógł skorzystać w inaugurującym rundę wiosenną starciu z wiceliderem tabeli (późniejszym mistrzem) STP Suwałki. Mecz był okazją do podwójnego debiutu Radzewicza, który najpierw dyrygował swoimi podopiecznymi zza linii, a w 55. minucie sam pojawił się na murawie. Ostatecznie Mamry uległy doświadczonemu rywalowi 0:3 i była to pierwsza z pięciu porażek w rundzie rewanżowej. Ponadto „GieKSa” wygrała sześć spotkań, w dwóch podzieliła się punktami z przeciwnikami i w końcowym rozrachunku uplasowała się na 8. miejscu z dorobkiem 36 punktów. Postawiony zimą cel – miejsce w czołowej szóstce – nie został osiągnięty, ale Zarząd Mamr przedłużył umowę ze szkoleniowcem, co okazało się strzałem w dziesiątkę. W sezonie 1998/1999 drużyna znad Niegocina okazał się najlepsza w Suwalskiem (55 pkt, bramki 77:31), uzyskując awans do silnej czwartej ligi makroregionalnej (obejmującej siedem dawnych województw).
Niestety, tym razem progi okazały się zbyt wysokie. Jesienią podopieczni Marka Radzewicza punktowali tylko w pięciu z szesnastu meczów (cztery wygrane i remis, bramki 12:42), na półmetku zajmując przedostatnie, 17. miejsce. W grudniu 1999 roku prezes Józef Błudnicki telefonicznie poinformował trenera o zakończeniu współpracy. „Jeśli moja dymisja ma pomóc klubowi, to popieram decyzje kierownictwa” – stwierdził 26-letni szkoleniowiec. Nie pomogła. Pod wodzą kolejnego trenera Jacka Makałusa Mamry wywalczyły tylko 4 punkty (łącznie uzbierały ich więc 17, bilans bramkowy 22:108)i na koniec sezonu zamknęły tabelę ze stratą 18 punktów do… przedostatniej Korony Góra Kalwaria i 67 „oczek” (!!!) do mistrzowskiego Hutnika Warszawa.
Przerwa Marka Radzewicza na seniorskiej ławce nie trwała długo. Latem 2003 roku trener po raz wtóry objął pierwszy zespół Mamr. Powtórki z rozrywki jednakże nie było, choć giżycczanie znów zakończyli zmagania na „pudle”. Walczyli dzielnie, ale dorobek 53 punktów tym razem okazał się niewystarczający, by cieszyć się do awansu do czwartej ligi (weszły Victoria Bartoszyce -64 pkt i Rominta Gołdap – 62 pkt). Po roku pracy Radzewicz pożegnał się z drużyną, by za jej „sterami” stanąć ponownie 18 lat później. Z jakim efektem? O tym przekonamy się już w najbliższą sobotę. Mamry znów mają szansę na „brąz”, choć nie wszystko jest w nogach tylko naszych chłopaków. Liczymy jednak na „efektowną, widowiskową i skuteczną grę”, czyli taką, jaką niezmiennie od ponad ćwierćwiecza preferuje świętujący dziś szkoleniowiec „GieKSy”.